Wśród wielu nonsensownych rozwiązań dotyczących podatków, na szczególną uwagę zasługuje pomysł opodatkowania robotów. Dlaczego jest w tym coś szczególnego? Gdyż rozwiązanie takie postulują osoby, które trudno posądzać o szerzenie tak skrajnie nieracjonalnych pomysłów. To, że propozycja opodatkowania robotów znalazła się w projekcie rezolucji Parlamentu Europejskiego mnie akurat nie dziwi, ale jeśli ideę takiego podatku popiera m.in. noblista Robert J. Shiller, czy multimilioner Bill Gates, to jest to już zastanawiające. Pomysł ten niestety podoba się również Mateuszowi Morawieckiego.
Naprawdę, wszystkie wspomniane wyżej osobistości bardzo szanuję. Jeden jest wybitnym ekonomistą, drugi wybitnym przedsiębiorcą, a trzeci wybitnym bankowcem. Jako zwykły inżynier uważam jednak, że powierzanie tym osobom gospodarki z takimi pomysłami jest szaleństwem.
W dalszej części przedstawię racje leżące u podstaw idei opodatkowania robotów i postaram się wyjaśnić, gdzie tkwi błąd myślowy jej zwolenników.
Czym są roboty?
Robot jest dalszym rozwinięciem tego, co znamy już od dawna jako automat. Automaty zastępują pracę człowieka, a przykładem takiego dobrodziejstwa są m.in. maszyny tkackie, kombajny rolnicze, zautomatyzowane taśmy montażowe, pralki domowe czy komputery. Robot, tym różni się od zwykłego automatu, że posiada pewną autonomię decyzyjną i zdolność uczenia się, co jest możliwe dzięki rozwojowi tzw. sztucznej inteligencji, a także metod rozpoznawania kształtów, dźwięków, czy sygnałów biologicznych.
Dzięki temu, robot może być wykorzystany do bardziej skomplikowanych zadań, przez co w większym zakresie może zastępować pracę człowieka. Zwolennicy opodatkowania robotów mają tu raczej na myśli generalnie powszechny wzrost automatyzacji ludzkiej pracy na wielu obszarach ludzkiej aktywności.
Możemy sobie wyobrazić np. fabrykę samochodów, która zwalnia większość załogi i zastępuje ją robotami, zarówno na produkcji, jak i w księgowości. Do fabryki codziennie przyjeżdżają ciężarówki z półfabrykatami i odjeżdzają lawety z gotowymi samochodami. Kierowcami tych samochodów również mogą być roboty. Właściciel kontroluje to wszystko przez internet, leżąc na hamaku w jakimś ciepłym kraju i zerkając co jakiś czas na laptopa. Przez internet przelewa również zyski (już opodatkowane) na swoje prywatne konto.
Dla mnie jest to piękna wizja. Dla innych, jest to wizja koszmarnej niesprawiedliwości społecznej, gdy zestawimy to z marnym losem pracowników pozbawionych pracy. Dla jeszcze innych, jest to natomiast bardzo obiecująca wizja nowych źródeł opodatkowania i finansowania wydatków rządowych.
Kto korzysta a kto traci na pracy robotów?
Praca robotów daje korzyść na pewno właścicielom środków produkcji, gdyż radykalnie zmniejsza koszty pracy, co pozwala na osiągniecie większego zysku (większej marży). Jest to oczywiste, ale tylko do czasu, gdy konkurencja również wykorzysta nową metodę produkcji i wymusi mniejszą cenę produktu finalnego. Na rynku może się też pojawić dużo więcej graczy niż dotychczas. Wizja hamaku przestaje być już taka oczywista.
Automatyzacja pracy jest korzystna dla konsumentów z uwagi na niższą cenę wyrobu czy nawet usługi (np. operacji chirurgicznej). Pieniądze zaoszczędzone w ten sposób można wydać teraz na inne cele, np. na wyjazd do ciepłych krajów. Istotne jest tutaj to, że te dodatkowe pieniądze mogą być wydane na coś zupełnie nowego, na co do tej pory nie było nas stać. Dzięki niższym cenom, stajemy się bogatsi, gdyż przy tych samych zarobkach, stać nas na więcej. Powstaje w ten sposób nowy popyt na dobra, których wytworzeniem mogą zająć się ci ludzie, którym pracę odebrały roboty. Liczba miejsc pracy nie zmniejszy się, zmieni się tylko ich lokalizacja w gospodarce.
Jakie będą te nowe dobra jest kwestią tylko naszej wyobraźni, która wg mnie jest nieograniczona. Ograniczone mogą być co najwyżej tylko zasoby (np. surowce czy kwalifikacje zawodowe), co w przypadku ich niedoboru koncentruje jednak od razu kapitał finansowy i wysiłek ludzki na zapewnienie ich dostępności lub na znalezienie innych zasobów (substytutów). Zasoby też zresztą mogą być lepiej wykorzystane dzięki robotom.
Ponadto, wyrób wytworzony przez robota może mieć lepszą jakość od wyrobu wytworzonego przez człowieka. Korzyścią jest wówczas lepsza jakość naszego życia.
Już sam fakt, że dzięki niższym kosztom produkcji stajemy się bogatsi, pozwala nam na zakup wyrobów, które do tej pory były dla nas luksusowe i zbyt drogie. Dzięki temu, w miarę upływu czasu jeździmy coraz lepszymi samochodami a w przyszłości może nawet zrezygnujemy z samochodu, gdyż stać nas będzie na częste korzystanie z taniej taksówki prowadzonej przez robota.
Podczas Kongresu Innowatorów (!) Mateusz Morawiecki stwierdził, że:
„nie może być tak, że tylko właściciele i konstruktorzy robotów będą korzystać z ich pracy”.
Błąd myślowy tego twierdzenia polega na tym, że tak naprawdę to wszyscy odnosimy korzyść z pracy robotów, bo też taki jest głównie cel działania innowatorów – większa korzyść dla konsumenta (cena i jakość). Większość innowacji ma na celu ograniczenie ludzkiej pracochłonności a celem każdego biznesu (na poziomie firmy) jest zmniejszenie kosztów pracy czyli ograniczanie ilości miejsc pracy. I tak powinno być.
Ja rozumiem, że politykom (na poziomie państwa) zależy na większej ilości miejsc pracy w całym kraju, ale ten cel powinniśmy osiągać w zupełnie inny sposób.
Roboty a wpływy budżetowe
Automatyzacja pozwala zatem na rozwój, gdyż przy tym samym nakładzie pracy ludzkich rąk i głów jesteśmy w stanie uzyskać więcej dóbr. A jeśli będzie więcej dóbr, to większe będą również wpływy podatkowe do budżetu.
Dlaczego? Ponieważ dobra tworzone przez gospodarkę są dzielone na obywateli za pomocą pieniędzy, przy czym jedna część tej dystrybucji dóbr odbywa się poprzez rynek, a druga część za pośrednictwem budżetu państwa (redystrybucja) dzięki podatkom. Rozwój gospodarczy zwiększa ilość dóbr czyli podstawę do opodatkowania i tym samym zwiększa wpływy podatkowe nawet wtedy, gdy procentowe stawki podatkowe pozostają ciągle na tym samym poziomie.
Oczywiście rozwój gospodarczy zwiększa również bogactwo obywateli, jeśli bogacą się przede wszystkim poprzez rynek. Dzięki temu mniej ludzi wymaga pomocy ze strony państwa, która jak wiadomo jest obciążeniem dla budżetu.
Nakładanie podatków na roboty, nieważne czy na właścicieli robotów czy na ich użytkowników, czyni rozwój robotyki mniej opłacalnym i powstrzymuje tylko nieuchronny postęp, co w konsekwencji zmniejsza szansę wyższego rozwoju i większych wpływów budżetowych.
Miejsca pracy
Zmartwieniem rządzących jest to, że roboty nie płacą podatków a ludzie, którzy stracą pracę przestaną płacić podatki i mogą nawet stać się obciążeniem dla budżetu. Utratę podatków w jednym miejscu zrekompensuje jednak pojawienie się większych wpływów w innym miejscu. Problem polega tylko na tym, że nie jest to takie oczywiste.
Dobrze znamy przypadki, gdy w jakimś mieście powstało wysokie strukturalne bezrobocie i sytuację uratowało dopiero pojawienie się jakiejś wielkiej fabryki, z reguły montowni, która dała pracę znaczącej liczbie osób. Bezrobocie się zmniejszyło, władza zebrała punkty, a inwestor zarabia dzięki taniej sile roboczej. Wszyscy są zadowoleni.
Roboty są jeszcze tańszą siłą roboczą, ale czy ich pojawienie się oznacza powrót do poprzedniej sytuacji, czyli do większego bezrobocia?
Można przedstawiać różne teorie o wolnym rynku i „nowym popycie”, ale jaką mamy gwarancję, że to wszystko zadziała w każdym przypadku?
Opodatkowanie robotów również nie zagwarantuje nam jednak tego, że w jakimś mieście nie zniknie fabryka z uwagi na roboty. Właściciel może przenieść ją do kraju swojego pochodzenia lub do innego kraju, w którym rząd nie będzie nikogo karał za wprowadzanie robotów a może nawet będzie udzielał z tego tytułu ulgi podatkowe.
Jeśli mamy jakieś obawy związane z robotyzacją gospodarki, to zamiast ten proces systemowo ograniczać, zastanówmy się nad tym, jak systemowo zwiększyć zdolność gospodarki do kreowania nowych biznesów, które stworzą nowe miejsca pracy po pojawieniu się robotów? Przy takiej ilości regulacji, biurokracji i innych ograniczeń jak obecnie, na pewno takiej zdolności nasza gospodarka mieć nie może.
W artykule „Ratunek dla polskiej gospodarki” starałem się wyjaśnić, jak ten problem można rozwiązać.
Ratunek taki jest niezbędny nie tylko ze względu na nadchodzącą „erę robotów”, ale przede wszystkim z uwagi na zapaść demograficzną i ciągle trwającą emigrację wykwalifikowanej siły roboczej. Mamy za mało polskich firm i za mało możliwości bogacenia się własną pracą tutaj w kraju, gdyż państwo tworzy zbyt wysokie „progi wejścia” i zbyt dużo ciężarów do udźwignięcia dla rodzimych przedsiębiorców.
Jeśli 2/3 naszego eksportu, to eksport pochodzący z zagranicznych montowni ulokowanych w Polsce, to na dłuższą metę jest to ryzykowne, gdyż każdą montownię można zawsze ulokować w innym kraju. Inwestycjom zagranicznym w Polsce nie odpowiadają niestety choćby adekwatne inwestycje polskiego kapitału ulokowane w innych krajach, gdyż takiego rodzimego kapitału jest stanowczo za mało. Świadczy to wszystko o tym, że nasza gospodarka ma charakter peryferyjny i wspomagający dla innych gospodarek.
Jeśli już niedługo produkcja ma być na dodatek wykonywana przez roboty, to tym bardziej powinniśmy tą sytuację jak najszybciej zmienić i stworzyć po prostu nadzwyczajne warunki do akumulacji i pomnażania polskiego kapitału, a nie ten kapitał wyzyskiwać fiskalnie i dusić w zarodku idiotycznymi przepisami.
Minister Morawiecki mówi, że:
„roboty to jest kapitał zamieniony na technologię bardzo zaawansowaną, która po prostu generuje bardzo wysoką wartość dodaną. Czyli (…) tworzy najwyższą marżę”.
Rozumiem, że Pan Minister ma na tę marżę ochotę. Błąd myślowy polega tu z jednej strony na tym, że ta ochota rządu zmniejsza ochotę przedsiębiorców do angażowania kapitału w robotyzację, a z drugiej strony, ta marża wcale nie musi być wysoka, gdyż działanie mechanizmów rynkowych (robotyzacja po stronie konkurencji) wymusi niższe ceny końcowe.
Rynek może też wymusić relokację fabryki do innego kraju. Wtedy marża będzie zerowa i ciśnie się tylko na język cytat z „Wesela” Wyspiańskiego o „złotym rogu” i „sznurze„. Obecny rząd ma pełnię władzy i może zrobić naprawdę dużo dobrego, jeśli tylko tej okazji nie zmarnuje.
6 thoughts on “Opodatkowanie robotów”
Tylko, kto będzie kupował towary wyprodukowane przez roboty, skoro większość ludzi bedzie bezrobotna? Opodatkowanie robotów trzeb ropoatrywac w szeszym kontekście, unia europejska zaleca traktowanie zaawansowanych robotów jako "osoby elektronicznej" to wszystko są przygotowania do tego, żeby uczynic z robotów konsumentów! tu jest to szczegółowo wyjasnione:http://finktank.pl/2017/11/29/roboty-sztuczna-inteligencja-zabiora-ludziom-prace/
Skoro wszystko, dołownie wszystko będą podukowały roboty (również np. koncerty rockowe i porady psychologiczne), to bezrobocie nie będzie stanem złym, gdyż praca stanie się zbędna. Roboty same będą się produkować i naprawiać, a na pewno znajdą się jeszcze ludzie, którzy nawet z nudów im w tym pomogą :).
Ta rajska wizja jest prawdopodobnie niemożliwa do spełnienia. Zawsze będą obszary, których nie da się zrobotyzować i w tych obszarach potrzebna będzie ludzka praca, a zatem też wymiana pracy (za pośrednictwem pieniędzy).
Wyobraźmy sobie jeszcze taką sytuację, że dawno, dawno temu musieliśmy jakiejś grupie zawodowej (albo sile wyższej) płacić za to, aby nawadniała nasze pola, sady i ogródki. I nagle pojawiły się chmury (roboty), które robią to za darmo. Czy stało się coś złego?
żeby zrozumieć jaki wpływ będą miały roboty na ludzką prace, trzeba rozważyć hipotetyczną sytuacje, samo-naprawiające się roboty będą wszystko za ludzi robiły, to czy wszyscy będą bogaci czy bezrobotni, sama technologia o niczym nie przesądza, ważne jak ludzie ją wykorzystają doświadczenie uczy, że wraz z postępem technologicznych następuje monopolizacja najnowszych technologii w rękach najbogatszych, czyli pewnego rodzaju „oligarchizacja” postępu, przyszłość jest nieznana, ale ja skłaniam się ku najgorszym scenariuszom
Jakiś sposób na opodatkowanie maszyn z pewnością się znajdzie. Trzeba będzie jednak napracować się nad stworzeniem obszernego kodeksu nadzorującego pracę maszyn. Bez opodatkowania Posiadacze maszyn mieliby małe dochody, gdyż nie miałby kto kupować. Wraz z mechanizacją nieuniknione będzie wypłacanie dochodu podstawowego bezrobotnym na czas nieokreślony (początkowo jednak mniejszego niż pensje tych którzy jeszcze pracują). Na odpowiednim etapie gospodarczym należy wprowadzić bezwarunkowy dochód podstawowy. Ostatecznie jednak ludzkość zrezygnuje z pieniądza, gdyż wszystko będzie za darmo w sklepach. Nastąpi to jednak dopiero wtedy, gdy roboty będą wszystko produkowały i naprawiały siebie nawzajem. Jedynymi pracującymi będą wówczas rządy i osoby które nadzorują pracę maszyn. Dostawać za to będą jakieś dodatkowe przydziały materialne (lub z nich będą mogli korzystać). Niestety za ten luksus zapłacimy koniecznością kontroli populacji ludzkiej, aby roboty dały radę wszystkich obsłużyć i nie zabrakło na ten cel zasobów ziemskich. Jeśli ktoś będzie miał już dwójkę dzieci to zostanie zmuszony do przymusowej sterylizacji. W wyjątkowych sytuacjach rządy dopuszczą możliwość posiadania trzeciego dziecka. Zresztą wtedy już kobiety, aby siebie nie obciążać zazwyczaj nie będą nosiły ciążki tylko zarodki od rodziców będą rozwijały się w inkubatorach podobnych do macic.
Wtedy będzie już koniec świata :).
Póki co, brakuje nam ludzkich rąk i mądrych głów do pracy, a bezwarunkowy dochód podstawowy jeszcze bardziej zniechęci ludzi do podejmowania pracy.
W przypadku Polski, to jest nas coraz mniej, przez co już od tego roku będziemy tracić coraz więcej PKB. Na większą dzietność chyba nie ma już szans, więc pozostaje przyjmowanie imigrantów chętnych do pracy.
Ale robotyzacja też jest jakimś ratunkiem, dlatego jej opodatkowanie jest szkodliwe.
Wszystkie te rozważania podporządkowane są milczącemu założeniu, że trzeba jakoś zapewnić choćby podstawy egzystencji dla ogromnej i wciąż rosnącej populacji ludzkiej. W tym – dla miliardów ludzi po prostu zbędnych z każdego punktu widzenia (może poza religijnym). Zbędnych, gdyż nie wytwarzających żadnych użytecznych dóbr ani usług – w czym zastąpiła ich robotyzacja, automatyzacja i komputeryzacja. Jeszcze gorzej – nie wnoszących zupełnie nic do najszerzej pojętego dorobku ludzkości (w tym sztuki czy literatury), gdyż nie posiadających ani odpowiednich kwalifikacji, ani talentów, ani wysokiej inteligencji. Krótko mówiąc takich, którym peleton cywilizacji uciekł zbyt daleko, by mogli go jeszcze dogonić. Tyle, że tego problemu nie rozwiąże ani opodatkowanie robotów, ani np. powszechna eksplozja altruizmu u bystrzejszej części rodzaju ludzkiego. W skali makro każde rozwiązanie zapewniające ludziom choćby minimum egzystencji bez żadnego wysiłku z ich strony, może zaowocować tylko jednym: wielką falą przyrostu demograficznego i koniecznością zadbania o kolejne miliardy osobników. Rozwój sytuacji w krajach Czarnej Afryki, dziś niemal całkowicie uzależnionych od pomocy zewnętrznej, daje tego przedsmak. To chyba nie jest scenariusz, o który nam chodzi? Zimna logika podpowiada kilka możliwych sposobów wyjścia z tej pułapki. Wszystkie one jednak sprowadzają się do koniecznej depopulacji oraz zdecydowanego premiowania ludzi cennych dla rozwoju świata. W konsekwencji – do odejścia od dzisiejszych dogmatów „równości”, „demokracji” i „praw człowieka” na rzecz rozsądnie prowadzonej eugeniki. Brzmi to ponuro i brutalnie, ale 2 + 2 daje zawsze 4, choć pewnie fajnie byłoby, gdyby dawało np. 22!