Jeśli na drogach co 100 m ustawimy słup z 10 znakami drogowymi na każdym słupie, to efekt tego będzie taki, że samochody będą poruszać się bardzo wolno a część kierowców w ogóle zrezygnuje z jazdy samochodem. Taki jest efekt nadmiaru regulacji.
W odniesieniu do gospodarki, oznacza to zmniejszenie produktywności, a mechanizm tego zjawiska wyjaśniłem w artykule:
"Czym jest produktywność?".
Zjawisko to można również wyjaśnić inaczej, jeśli dobrze zrozumiemy istotę współczesnej gospodarki, a jest to gospodarka oparta na wymianie dóbr. Warunkiem podjęcia jakiejkolwiek pracy w gospodarce wymiennej jest dobrowolna wymiana tych efektów pracy, które przedstawiają jakąś wartość dla kogoś innego. W przypadku dajmy na to mrówek, czy odciętych od świata wspólnot plemiennych, do podjęcia pracy nie jest konieczna żadna wymiana. Każdy mniej więcej wie, co ma robić i wszyscy pracują solidarnie na potrzeby wspólnoty.
W naszej gospodarce, wszystko co robimy, robimy dla kogoś innego, w nadziei, że ktoś inny wykona coś dla nas. Za swoją pracę otrzymujemy najpierw pieniądze, a później kupujemy za nie jakieś dobra, które wytworzył jednak zupełnie ktoś inny. Pieniądze są jednak tylko czymś przejściowym. Są środkiem wymiany dóbr, dlatego gdy wykonujemy jakąś pracę, za którą pobieramy wynagrodzenie pieniężne w określonej kwocie, to mamy nadzieję, że jakąś pracę podejmie również ktoś inny i że będzie to praca w ekwiwalentna do naszej, czyli równie wartościowa. W ten sposób wszyscy jesteśmy zmuszani do wytwarzania czegoś wartościowego, przynajmniej się staramy.
W naszym interesie jest to, aby nie tylko samemu potrafić stworzyć coś wartościowego, ale by udało się to również pozostałym uczestnikom rynku. Gdy jednak tak nie będzie, tzn. im więcej uczestników rynku zacznie tworzyć jednak coś bezwartościowego, to nasza motywacja do wykonania własnej pracy będzie spadać, choćby była to praca jak najbardziej wg nas wartościowa. Chcemy się przecież wymienić na coś równie wartościowego.
Wysokiej klasy stomatolog nigdy nie dorobi się dobrego samochodu i super willi lecząc zęby na odizolowanej od świata wyspie, zamieszkałej przez prymitywne plemiona, choćby miał dużo więcej klientów niż w Nowym Yorku, czy w Warszawie. Dorobi się co najwyżej masy paciorków, świerzych bananów na każde śniadanie i egzotycznych owoców morza. Tylko tyle będzie mógł kupić za jakąś tamtejszą walutę.
Nasz świat posiada jednak dużo większe możliwości wytwórcze. Niestety, im więcej ludzi wykonuje bezwartościową pracę, tym mniej dóbr konsumpcyjnych powstaje na rynku, czyli niska staje się siła nabywcza naszych zarobków. Zniechęca to ludzi po podejmowania pracy (bezrobocie) a zachęca do emigracji do tych krajów, gdzie pula dóbr konsumpcyjnych do podziału jest po prostu większa.
Istnienie rynku i wolna konkurencja podmiotów gospodarczych powinna z założenia ograniczać tego rodzaju zjawiska, gdyż praca bezwartościowa jest w naturalny sposób przez wolny rynek eliminowana. Nie dzieje się tak jednak, gdy pracę bezwartościową kogoś innego jesteśmy zmuszani opłacać poprzez podatki pobierane nam poprzez rząd, a więc w sposób nierynkowy lub gdy istniejące wymogi prawne zmuszają nas do opłacania bezwartościowej pracy związanej z obsługą tych wymogów. Tego rodzaju bezwartościowej pracy rynek nie jest w stanie wyeliminować. Znika natomiast wtedy z rynku praca wartościowa (bezrobocie) i trudno ludziom dociec tylko, dlaczego tak się dzieje.
Konieczność opłacania przez firmy bezwartościowej pracy obniża rentowność (ROI). Zwiększa to prawdopodobieństwo tego, że część firm przestanie osiągać zysk, a to oznacza, że przestanie istnieć w ogóle albo po prostu nawet nie powstanie. A my nigdy nie zobaczymy dóbr, które mogłby powstać.
Z drugiej strony, jak najbardziej wzrasta rentowność firm zajmujących obsługą różnych regulacji ustawowych, co zwiększa nawet nasze PKB, ale firmy te nie tworzą żadnych wartości, czyli nie przyczyniają się do wzrostu ilości dóbr konsumpcyjnych. Ich ROI rośnie, ale powstały w ten sposób produkt jest tylko bezwartościową informacją zapisaną na kartce papieru, czy w komputerze. Wyprodukowany na tą okoliczność papier, komputer, czy system informatyczny jest również przykładem produktu jak najbardziej bezwartościowego. Podobnie, jak przemysł informatyczny nastawiony na tworzenie drogich narzędzi do obsługi bezwartościowych procesów informacyjnych.
Naszą gospodarkę zżera rak biurokracji, co wynika z nadmiernie rozbudowanego ustawodawstwa i niczym nie ograniczonej skłonności państwa do regulowania wszystkiego, co się da i do obarczania przedsiębiorców różnymi wymaganiami, obowiązkami oraz zakazami. Granice zdrowego rozsądku zostały wg mnie już dawno przekroczone, a problemem jest tylko uświadomienie sobie tego faktu przez nas wszystkich.